czwartek, 3 października 2019

Naiwne złudzenia.

Z uśmiechem na ustach położyła się do swojego łóżeczka. Zawsze kładła się szczęśliwa bo jej życie było po prostu dobre.
 Zapaliła swoją lampkę, ponieważ bała się ciemności ale która jedenastoletnia dziewczynka się nie bała, chociaż skrycie? W końcu nie wiadomo co czai się w mroku
Sen przyszedł szybko.
 Lubiła, kiedy śniły jej się dobre rzeczy, jednakże tym razem miało być inaczej. 

Rozglądała się dookoła i zobaczyła, że jest na jakimś wzgórzu jednak nie na tyle wysoko, aby dostrzec co znajduje się na dole. Może wcale nie powinna być tego tak ciekawa, bo ten obraz był dla niej ciosem.
 Ujrzała ludzi, ale nie takich jakich widziała zawsze. 
Każdy kroczył samotnie, nie zważając na drugiego człowieka obok. Ich twarze na pierwszy rzut oka nie wyrażały nic, były przerażająco puste. 
Przyglądając się im dłużej, jej małe serduszko przepełnione dobrem, zaczęło pękać. 
Nie było osoby, która nie miałaby na swoim ciele pęknięć, ran, blizn.
 I mimo, iż była tylko dzieckiem, w swoim śnie zdawała sobie sprawę, co te znamienia oznaczają. 
Ludzie byli zniszczeni. 
Nadawali się do wymiany, jak zepsute zabawki w sklepie, tyle że ich nikt nie chciał zreperować. 
Nagle wszyscy się zatrzymali, a ich twarze zwróciły się ku przerażonej dziewczynce. 
Już nie były puste. 

Ból
Cierpienie 
Rozpacz 
Żal
Strach 
Zmęczenie 
Smutek 

Zobaczyła te wszystkie emocje, tak nagle wymalowane na ich bezuczuciowych maskach. 
Samotna łza spłynęła po jej policzku, a wtem usłyszała krzyk. 
Miasto przed jej oczami stanęło w ogniu i dopiero po paru chwilach doszło do niej, że to z jej gardła wydobywa się przeraźliwy wrzask.
 Tam na dole było cicho, wręcz spokojnie. 
Słysząc ciszę, już wiedziała. 
Oni wszyscy nie bali się ognia bo już od dawna palili się w płomieniach swoich umysłów. 
Każdego dnia, ogień pochłaniał ich coraz bardziej i teraz to właśnie on ich wyzwolił. 
Miasto przestało istnieć, a wraz z nim ludzie którzy od lat mierzyli się ze swoimi osobistymi piekłami. 

W momencie gdy się przebudziła, nie płakała, nie była wystraszona. 
Po prostu zgasiła lampkę, bez której wcześniej nawet nie zmrużyłaby oka.
 Ale teraz już wiedziała, że to nie nocnych zmor powinna się obawiać. 
Zdobyła wiedzę, że najgorszym wytworem był człowiek. 
Już wiedziała, że to my sami niszczymy siebie najbardziej. 

Na drugi dzień, jej twarz była pusta


Nie ma nic gorszego od dorośnięcia. Porzucenia naiwnych złudzeń małego dziecka. Już nie nosimy różowych okularów, które sprawiają że otaczający nas świat jest taki piękny. To jest pierwsze wgniecenie, które pojawia się na naszych duszach. Logiczne, z czasem jest tylko gorzej aż w końcu nadajemy się do wyrzucenia. 
Ludzie nie rodzą się źli, ale prawdę mówiąc nie da się umrzeć bez skazy. 
W ciągłym biegu życia codziennego nawet nie dostrzegamy jak stajemy się znieczuleni, egoistyczni, okrutni. Nikt nie chcę posiadać takich cech i to właśnie dlatego nakładamy na twarze puste maski. Nie mogą okazywać nic. Nie tylko tych złych emocji, również dobrych. Dobroć niestety zaczęła kojarzyć się ze słabością, więc pozytywne cechy również ukrywamy. 
Ale kto potrafi znieść ciągłe ukrywanie? Nikt. Dlatego w momencie, gdy zdejmujemy maski pęka tama. Wszystkie tak dobrze skrywane uczucia, wydostają się na powierzchnię a my pod wpływem ich mocy, wręcz się dusimy. Samotnie, rzecz jasna. 

Czy ktoś z was będąc dzieckiem pomyślał chociaż przez sekundę, że będzie się bał emocji? Że uśmiech, śmiech, łzy już nie będą czymś naturalnym?  Że ten piękny świat go przerośnie, a inni ludzie będą zagrożeniem? Może wierzyliście w niebo i piekło ale spodziewaliście, że traficie do królestwa ognia jeszcze za życia? 

Chciałabym na jeden dzień, pożyć naiwnymi złudzeniami

niedziela, 12 maja 2019

Życiowi pisarze.

I nagle dostrzegasz, że czytasz końcowe słowa. Nawet nie zarejestrowałeś, że dobrnąłeś do ostatnich stron, mimo że tak szybko je przewijałeś. Zauważasz, że następne strony nie istnieją i jesteś w szoku, bo tak szybko do tego doszło. Ale musisz się pogodzić z tym, że ta historia uległa zakończeniu i pora rozpocząć nową. 

Książki są przepiękną metaforą życia. Najpierw jest biała, czysta kartka. Potem z upływem czasu, pojawia się na niej coraz więcej słów. W pewnym momencie tworzą się rozdziały, które w odpowiednim momencie trzeba zakończyć, by móc kontynuować akcję w następnym. Niektóre są krótsze i mniej emocjonalne, a inne wręcz przeciwnie. Rozdziały są najważniejsze,bo to one tworzą całość. Do czego zmierzam?
 Ludzie boją się zmian, nagłych zwrotów akcji w swoim życiu. Wolą nieustannie stawiać przecinki w miejscu, gdzie już dawno powinna zawitać kropka. 

Czy gdyby pisarz się tego bał,  napisałby jakąkolwiek książkę? Nie. A przecież my każdego dnia, tworzymy prozę swojego życia, więc śmiało wszyscy możemy nazwać się pisarzami


Zarówno początki jak i końce są trudne. Cholernie trudne. 

Przy początku musisz odważyć się postawić pierwsze słowo, pierwszy krok. Wymaga to niezwykłej odwagi, by ruszyć nieznaną drogą, bez możliwości dowiedzenia się co się potem wydarzy. Może być dobrze, a może się okazać iż zbłądziłeś i musisz cofnąć się do początku. Nie mniej jednak, zawsze przy tym odkryjesz coś nowego, poznasz człowieka, który cię czegoś nauczy, a może nawet zostanie na dłużej i podąży razem z tobą dalej. No bo przecież, kiedy poznajesz nową osobę i wymieniacie pierwsze, nieśmiałe "cześć", nie masz pojęcia czy będzie to po czasie twój przyjaciel, miłość twojego życia czy najgorszy wróg. Wszystko wychodzi z czasem, ale jakoś zacząć trzeba. 
Początki w realnej książce są o tyle łatwiejsze, że jeśli nie możesz się doczekać tego co będzie dalej, to możesz  odwrócić kartkę i się tego dowiedzieć. W książce życiowej taka możliwość nie istnieje, bo następne strony nie zostały jeszcze napisane. 

Końce bywają bardziej brutalne. Każdy rozdział musi zostać zakończony. W życiu wiążę się to z tym, iż najczęściej musisz kogoś za sobą zostawić. Nie jest to łatwe, nie jest to przyjemne dla ciebie, a co dopiero dla tej drugiej strony. Ale jest to konieczne. Czasem trzeba być pieprzonym egoistą i zważać tylko na swoje dobro. Jeśli ta część historii ci się nie podoba, to ją kończysz i zaczynasz nową. Może ta okaże się lepsza. Musisz pamiętać, że nie tylko ty piszesz, więc ktoś może zakończyć w swojej powieść, część związaną z tobą. Nie możesz mieć o to żalu, musisz to zrozumieć i znaleźć nową postać. 

A teraz bardziej po ludzku. 

Właśnie zakończyłam i rozpoczęłam nowy rozdział. Bałam się, że coś pójdzie nie tak. Musiałam zaryzykować, chociaż wiedziałam, że jeśli zacznę pisać nowy to do starego nie będzie powrotu, będzie już zakończony wielką kropką. Zostawiłam parę osób, które były mi bliskie i owszem czuję ukłucie w sercu. Jednak ten ból koją osoby, które pojawiły się nagle i zostały. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim podoba się to jak kontynuuję swoją życiową historię, ale jest ona moja. Może kiedyś, wracając do tego co teraz zrobiłam, pomyślę że popełniłam błąd, kto wie. Jednak w dalszym ciągu to będzie mój błąd i mój wniosek, który z niego wyciągnę.

Zmierzając już do końca. Nie bójcie się podejmować ryzyka, nie patrzcie zawsze na ludzi dookoła was. Spójrzcie w lustra i zadajcie sobie pytanie czy jesteście szczęśliwi. Jeśli nie to to zmieńcie. Macie takie możliwości. Możecie błądzić nawet na oślep, by finalnie odnaleźć miejsce i ludzi przy których będziecie najlepszą wersją siebie. Kończcie i zaczynajcie rozdziały, bez obaw że komuś się to nie spodoba. To wy macie być zadowoleni ze swojego dzieła. 

A gdyby teraz nadszedł koniec świata, czy Ty byłbyś zadowolony z tego jak wygląda twoja życiowa książka? 


piątek, 22 lutego 2019

Nie ma ramion do kochania.

Jest w porządku. Jest stabilnie. Czy to wystarcza? Czy to daje nam pełne szczęście? Nie. Ciągle czegoś nie ma. Kiedy uświadamiasz sobie, iż w  twoim życiu czegoś brakuje, jest niekompletne, zaczynasz szukać brakującego elementu. I wtedy rzucasz się w wir - zależy od ciebie jaki. Pracy, obowiązków, imprez. Bywa różnie, ale zawsze kończy się tak samo. Nie tak w sumie to najgorzej, kiedy jesteś młody bo wtedy wir jest raczej oczywisty. A tam to już wiadomo - alkohol, przelotne znajomości, inne używki. Rezultat tylko jeden - brak kontroli. Rzekomo jesteś szczęśliwy, są znajomi, świetna zabawa i jakby nie patrzeć wspomnienia ( chyba, że urywa ci się film no to jest gorzej).

Ale potem następuje moment przerwy. Wracasz do domu, siadasz na łóżku i zaczynasz się zastanawiać czy to właśnie tego brakowało. Czy chcesz żeby twoje życie rzeczywiście tak wyglądało. I dochodzi do ciebie, że znowu wróciłeś do tych czterech ścian i jesteś sam. Nie ma osoby, która martwiłaby się o to jak się czujesz, która przyniesie tabletkę na ból głowy. Te osoby z którymi balowałeś wczorajszej nocy? Są w tym samym położeniu co ty tylko może jeszcze nie zdały sobie z tego sprawy. Ten facet ( albo kobieta, kto wie) z którym porobiłaś parę rzeczy i mówił, że jesteś wspaniała, piękna i że nigdy w życiu nie spotkał takiej jak ty? Pewnie już o tobie zapomniał, ale spokojnie może przypomni sobie jakieś urywki. Ale i tak nic więcej z tego nie będzie. To tylko kolejna płytka znajomość do kolekcji, która wyniknęła tylko z tego, że on miał ładną buźkę, a ty krótką sukienkę + oboje byliście pijani. Do czego zmierzam? Do tego, że jest coraz gorzej. Znowu rozumiesz, że jesteś samotny, a w dodatku straciłeś kontrolę nad własnym życiem.

Ja sama nie wiem co robić. Bo zrozumiałam, że cholernie mi czegoś brak. Kogoś. Są przyjaciele, którzy wspierają, otulają cię kokonem troski i miłości ale to nie jest to. Nie ma tych ramion, które staną się dla mnie osobistą, bezpieczną przystanią. Oczywiście, że przyjacielowi możesz się zwierzyć, powierzyć sekrety, jednak brakuje w tym wszystkim czegoś głębszego. Czegoś co może dać nam tylko osoba, którą  darzymy wyjątkowym uczuciem. Wiem, że nie mogę narzekać. Mam dobre życie, otaczają mnie dobrzy ludzie, aczkolwiek lubię wieczorami usiąść i chwilę poużalać się nad tym, że mija kolejny wieczór w pustym łóżku.

Dziękuje za uwagę, wracam do swojego zajęcia. Sama.

wtorek, 5 lutego 2019

FRIENDZONE :(

Łatwo jest kochać rzeczy materialne, ponieważ te nie mają możliwości skrzywdzenia nas. Ja osobiście kocham wiele rzeczy i z ręką na sercu mogę napisać, że nigdy przez nie nie płakałam. Łatwo jest kochać artystów, którzy są dla nas fizycznie niedostępni bo realnie ich nie znamy i podziwiamy ich wyimaginowane wyobrażenie. 
Schody zaczynają się w momencie, kiedy zaczynamy czuć coś do człowieka z którym rzeczywiście mamy kontakt. Nie jesteśmy wróżkami, nie potrafimy czytać w myślach i nigdy tak na prawdę nie dowiemy się czy ta dana osoba, czuje do nas to samo. Nawet jeśli znam ją bardzo długo i ufamy w 100% to nie ma takiej możliwości, żeby być tego pewnym, bo każdy potrafi ładnie mówić, a inaczej myśleć. ( Ja to chyba ogólnie nie ufam już ludziom, wybaczcie za nastawienie.) Miłość to w zasadzie temat rzeka i poruszałam go już kilkukrotnie. Tym razem napiszę sobie o tzw. friendzonie albo i nie.
 Po prostu co się może stać jeśli zakocha się w nas osoba, którą my lubimy ale nie w takim kontekście? 


Często się słyszy, że przyjaźń damsko - męska nie istnieje. Cóż, wydaje mi się że istnieje, jednak w niektórych przypadkach to się najzwyczajniej w świecie nie udaje. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje potrzeby. Jeśli już uważamy kogoś za przyjaciela to musimy mieć z tą osobą coś wspólnego, ufać jej, lubić spędzać czas w jej towarzystwie. Czy to nie brzmi jak fundament idealnego związku? Hah gdyby to było takie proste co?
 Czasem oczywiście zdarzy się, iż obie osoby zrozumieją nagle, że nie chodzi tylko o przyjaźń i chcą czegoś więcej. W takiej sytuacji nie ma niczego lepszego, jesteś z osobą, którą już dobrze znasz i kochasz. Może pojawić się strach, że związek się nie uda i potem tak długo budowana przyjaźń się rozpadnie. Jednakże kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana czyż nie? 
Idealnie pokazane jest takie zjawisko w filmie "Friends with benefits", gdzie przyjaciele którzy hmm mieli pewien układ ( nie będę zdradzać fabuły, chociaż myślę że ten film jest dobrze znany) zakochują się w sobie ( zdradziłam zakończenie ale inaczej to nie miało sensu ). Bali się, że przekształcenie ich uczuć wszystko zrujnuje ale woleli zaryzykować, niżeli przez resztę życia zastanawiać się co by było gdyby.

Jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że życie to nie droga usłana różami, chyba że takimi z wielkimi kolcami to wtedy się mogę zgodzić. Życie jest trudne i na ogół niesprawiedliwe. Z tego właśnie powodu friendzone jest tak popularnym określeniem. Zakochanie się w swoim przyjacielu, bez wzajemności. To cholernie trudne i bolesne ale jest tak dla obu stron. Nie tylko odrzucona osoba, czuję ból. Przecież ta druga nie chciała nikogo krzywdzić, zależało jej na tej relacji tylko inaczej, bez jakiejkolwiek romantyczności. Wtedy tak na prawdę nie wiadomo co zrobić. Pojawia się niezręczność, strach przed wykonaniem jakiegoś gestu, już nie ma tej swobody. Osoba zakochana cierpi. Widzi swojego "przyjaciela", chociaż żeby się odkochać najlepiej było by się odciąć. Ale jak? Przecież to nadal ta sama osoba z którą przez tyle czasu czuła się sobą, nie musiała nic udawać, ma tyle wspomnieć z jego udziałem. 

Jest to jedna z najbardziej popieprzonych sytuacji, która tak na prawdę jest bez wyjścia. Po wyznaniu swoich uczuć już nigdy nie będzie tak samo. I ty i ta druga osoba, będzie czuć się źle. Przyjaźń najprawdopodobniej finalnie się rozpadnie. Obie strony stracą osobę, którą kochały. 

Tym razem zakończenie nie będzie motywujące i pełne nadziei. Niektóre sprawy są po prostu z góry skazane na porażkę. 
Nie które sprawy, zwyczajnie nas zranią, złamią i zmienią. 

wtorek, 23 października 2018

Życie.

Czasem leżąc w łóżku wieczorami intensywnie myślę. Nad przeszłością i przyszłością. Nie należę do osób, które mówią że nie widzą dla siebie drogi na przyszłość, jednak odczuwam strach. Ten strach bywa czasem paraliżujący i ma wpływ na teraźniejszość. Zarówno na względzie mam życie zawodowe jak i miłosne.

Życie zawodowe. 

Kiedy byłam małą dziewczynką chciałam zostać księżniczką i nie widzę w tym nic dziwnego. Potem był chyba prezydent i jeszcze miliony innych, randomowych zawodów. W wieku bodajże ośmiu lat odkryłam, iż kocham być na scenie, mieć widownie i zdobywać różne nagrody. W przekonani o tym, że zostanę aktorką żyłam przez kolejne siedem lat. Im byłam starsza tym zauważałam, coraz więcej przeszkód na tej ścieżce. Poddałam się i czasem odczuwam ogromny żal, że zaprzepaściłam wiele lat ćwiczeń. Teraz mam siedemnaście lat i jest to podobno wiek w którym już na minimum 90% powinnam znać swoją dalszą drogę. I niby znam ale jednak często się waham. Doszłam do wniosku, że prawo jest czymś co mnie interesuję i dzięki czemu będę mogła godnie żyć. I właśnie teraz kiedy myślę o tym, strach się odzywa. Prawo? Nie poradzisz sobie, tyle lat nauki, są lepsi od ciebie. Jestem ambitna ale cholernie leniwa, dlatego zdaje sobie sprawę, że może mi być bardzo ciężko. Ale czy to powinno mnie ograniczać? Strach, wątpliwości - one nie powinny nas blokować, tylko pchać do przodu. Sami powinniśmy ustawić sobie poprzeczkę do przeskoczenia. 


Życie miłosne.

Temat  miłości, związków jest dla mnie tematem trudnym. Mimo, że jestem bardzo młoda to zdążyłam przeżyć już kilka zawodów, a co dla mnie gorsze sama wielu ludzi zraniłam. Choć wiele ludzi będzie w to wątpić jestem nazbyt wrażliwą osobą. Bardzo szybko się przyzwyczajam do drugiego człowieka. Wystarczy, iż druga osoba da mi odrobinę uwagi, pokaże że jestem w miarę ważna i ja już przepadam. Jest to niesamowicie bolesne, bo ludzie rzadko doceniają czyjeś zaangażowanie. Obawiam się tego, że nigdy z tego nie wyrosnę. Tego, że jako dorosła kobieta, będę zbyt naiwna i wpadnę w sidła niewłaściwego mężczyzny. Może się również wydarzyć tak, że przez wgląd na to co dzieje się w moim życiu teraz, zamknę się na jakąkolwiek relację damsko-męską. Znaczy nie ma tego złego bo jednak zawsze są koty :) 
Ale może jednak zamiast snuć plany na życie z kotami, nauczę się dystansu. 
Pamiętajcie, bądźcie dobrzy i wrażliwi ale nie dajcie się wykorzystywać. Miejcie dupę ze stali jak serca macie szklane, czy jakoś tak to szło. 


Co do przeszłości... Od niej nigdy się nie uwolnicie. Chyba, że na starość jak będziecie mieli demencję albo Alzhaimera. Ale póki co, ona zawsze będzie miała żywe obrazy w waszych głowach. Kompletnie nic nie możecie z tym zrobić. 
Tylko od nas zależy czy przeszłość wraz z wyborami teraźniejszymi i konsekwencjami w przyszłości, zaniesie nas na szczyt czy pochowa na dnie. 

środa, 1 sierpnia 2018

03:30 Kim jestem? Ponownie zadane pytanie.

Czasami zdarzają się te noce, gdzie sen nie ma ochoty nadejść. Zamiast pogrążać się w krainie snu, zagłębiamy się w otchłaniach własnej podświadomości, która o późnych porach nie bywa przyjemna. Bywają  noce, które uświadamiają nam nasze błędy i porażki. To właśnie one bywają najtrudniejsze. Jesteśmy wtedy zmuszeni do konfrontacji z własnymi przegranymi bitwami, wśród otaczającej nas czerni i ciszy.
 Słychać tylko nasze myśli. 

Mimo, iż piszę tego posta w nocy, to zdecydowanie nie była to ta trudna noc. To była jedna z tych, gdzie zamiast myśleć o czymś przyjemnym, wyrazy zaczęły składać się w ciągły tekst, formując to co teraz piszę.

Parę, może nawet kilkanaście dni temu coś sobie uświadomiłam. Mianowicie to, że cholera dojrzałam! (Mamo, jeśli to czytasz to tak to się wydarzyło!) Jak do tego doszłam? Zauważyłam, że życie którym żyłam w ostatnim czasie było straszną obłudą. Nie dostrzegałam tego wcześniej, zbyt zafascynowana nim, zbyt zadowolona i dumna z tego gdzie jestem. Byłam tak zaślepiona, że stawiałam to wymarzone życie na piedestale. Na dalszy plan spadła rodzina, ambicję oraz po części moja własna osobowość. Nie mogę obwiniać za to nikogo, prócz samej siebie bo był to tylko i wyłącznie mój wybór. Byłam głucha na sugestię mamy, która koniec końców jak zwykle miała rację. Cóż mogę jedynie przeprosić samą siebie i właśnie moją rodzicielkę, która w tym czasie ucierpiała najbardziej, podczas toczonych ze mną wojen.


Oszukiwanie innych jest złe, ale oszukiwanie samych siebie to najgorszy błąd jaki możecie popełnić. Ja przez miesiące okłamywałam się, wmawiałam sobie, że jestem człowiekiem którym niczym się nie przejmuje i spływa po nim opinia innych ludzi.
Czas spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że wcale tak nie jest. Może wyglądam na taką, ba staram się taka być ale nie jestem, nie potrafię. Wydaje mi się, że nikt z pośród mojego otoczenia nie zdaje sobie sprawy jak mocno i dogłębnie przeżywam każde obraźliwe słowo, każdą kłótnię.
Wśród tłumu łatwo stwarzać pozory, iż coś nas nie obchodzi ale w samotności wszystko to uderza ze zdwojoną siłą. Wiele łez wylałam przez osoby, które nawet nie zdawały sobie sprawę, że mogły mi sprawić ból. Ile razy po powrocie ze szkoły do domu, analizowałam co powinnam w sobie zmienić bo komuś nie pasuje to czy to.

Boże jak głupim trzeba być, żeby mówić ludziom, że trzeba być sobą, kiedy ty sama stałaś się pacynką cudzych ludzi? 


Jest 1 sierpień. Mamy jeszcze miesiąc do powrotu do szkoły, a ja mam nadzieję iż do tego czasu nie zapomnę ponownie kim jestem. Jestem wrażliwą dziewczyną, mam ogromne ambicję i jeszcze większe marzenia. Tak jestem leniwa ale muszę to w sobie zwalczyć, by móc osiągnąć sukces. Jestem córką, siostrą, przyjaciółką - nie zawsze idealną, często irytującą ale bardzo kochającą.
Znalazłam na nowo siebie i nie chcę się ponownie zatracić w pajęczynach kłamstw.

Chcę być sobą.
Lepszą sobą.
Codziennie.


środa, 7 marca 2018

Ludzie też bywają toksyczni.

Chciałabym, aby każdy z moich wyborów był poprawny. Chciałabym nie musieć niczego w swoim życiu żałować. Nie musieć zważać na błędy przeszłości, które wciąż wpływają na dalszy bieg zdarzeń. Niestety nie wszystko układa się tak, jakbyśmy tego pragnęli. Mimo uporczywej walki o lepsze jutro, upchnięte głęboko błędy, lubią wypływać na powierzchnię. Każdego z nas prześladują widma osób, które były ważne lecz zostawiły po sobie tylko kłującą drzazgę w sercu. Te osoby powinny były zostać tylko echem naszej przeszłości. Dlaczego więc ich wspomnienia nadal nawiedzają nas i mącą w umysłach? 

Myślałam, że jestem ustabilizowana emocjonalnie i wiem co dla mnie dobre. Chyba nawet tak było, bo nie zboczyłam z obranej wcześniej ścieżki. I pewnego dnia, niespodziewanie, potknęłam się. To był najprzyjemniejszy upadek w moim życiu. Do czasu...

Tak jak mówiłam ostatnio, każda napotkana osoba czegoś nas uczy. Ja chciałam przyswajać naukę tylko dotyczącą jego. Marzyłam, by znać jego najskrytsze pragnienia. Nie wróć, to ja chciałam być jego najskrytszym pragnieniem. Żałośnie to brzmi. Byłam zafascynowana jego najdrobniejszym gestem, byłam spragniona jego obecności. Boże, pisanie tego teraz jest tak cholernie uwłaczające. Chcąc czy nie, taka właśnie jest prawda, którą chciałam skrywać już zawsze. Ale wydaje mi się, że dużo prościej jest wyrzucić z siebie wszystko i raz na zawsze, definitywnie  zamknąć za tym człowiekiem drzwi. 
Lubiłam jego uśmiech, wydawał się zawsze szczery, niewymuszony. 
Nosił okropne bluzy, a mimo to chciałam móc zatopić się w jednej z nich. 
Wysyłał mi linki do piosenek, które mu się podobały, mi niekoniecznie. Dziś sama ich słucham.
Nie byliśmy razem, ale bałam się, że mnie zostawi. Zostawił. 

Prawdopodobnie z waszego punktu widzenia wygląda to na coś względnie dobrego, jednakże uwierzcie mi, wcale nie było. Żyłam przez rok w błędnym przekonaniu, iż on jest dobrym, ba najlepszym wyborem. Był bardzo toksyczną substancją, która zainfekowała cały mój organizm i po długim leczeniu i tak zostawiła trwałe szkody.
O tym właśnie dzisiaj piszę. O toksycznych relacjach, które nie wniosą nic, poza paroma pięknymi wspomnieniami i całą masą blizn. Dla tych kilku wspomnień nie warto przechodzić takich katuszy. Po czasie i tak stracą wartość i wyblakną. Jeśli wy oddaliście siebie drugiej osobie, a ona nie jest wasza nawet w jednej setnej, to czas się poddać. Czasem tak trzeba. Nikogo nie da się zmusić do uczuć. Albo facet (nie oszukujmy się, tego bloga czytają głównie dziewczyny) chcę cię taką jaką jesteś, z całym bagażem emocjonalnym, który niesiesz, albo niech nawet się nie zbliża.
Kobieta nie jest przytułkiem dla zagubionych dusz. To nie miejsce gdzie wchodzisz, trochę pobędziesz, pobawisz się, a po pewnym czasie oznajmiasz, iż znalazłeś nowe lokum. Jeśli oczekujesz szacunku, to najpierw musisz mieć go sama do siebie. Nie tylko do swojej cielesności ale również psychiki. Bo to ją najtrudniej potem odbudować.

Chciałabym, by każda kobieta na ziemi znalazła tego upragnionego księcia z bajki. Ale życie to nie bajka, a książęta woleli zamienić się w Uwaga brzydki wyraz  zimnych skurwieli. Nie śmiem twierdzić, że wszyscy, rzecz jasna. 

Więc jak nie dać się złapać w pułapkę toksyn? Sama tego się jeszcze nie nauczyłam, bo co jakiś czas w jakąś wpadam. Można rzec, iż uczenie się na błędach nie idzie mi najlepiej. Może to wszystko ma jakiś ukryty sens? Wszystko się sypie, toniemy w bagnie po uszy, aby finalnie docenić tego jedynego. Tego, który stanie na naszej drodze i będzie nas chciał. Będzie chciał NAS, a nie naszego ciała czy miejsca do chwilowej przystani.

Powalczmy jeszcze chwilę.
Może warto.
Niestety, tylko może...

* "jesteś wężową skórą
i jakimś cudem ciągle cię z siebie zrzucam
mój umysł zapomina
wszystkie cudowne szczegóły
twojej twarzy
uwalnianie się od ciebie
stało się zapominaniem
będącym najprzyjemniejszą 
i najsmutniejszą rzeczą
jaka się wydarzyła"

* rupi kaur "mleko i miód" 






poniedziałek, 26 lutego 2018

Straty i motywacyjna paplanina.

Przywiązywanie się do ludzi jest cholernie bolesne. Mimo, że wszyscy o tym wiemy i tak każdy, często nieświadomie to robi. Ktoś się zjawia i staje się światłem w naszym mroku. Z początku cieszymy się samą obecnością tego kogoś, potem zaczynamy zauważać najdrobniejsze szczegóły, aż z czasem to wszystko staje się codziennością, miłą rutyną. To właśnie dlatego, gdy ta osoba znienacka odchodzi, a my nie jesteś na to przygotowani, czujemy jakbyśmy utracili cząstkę duszy i pogrzebali kawałeczek serca.

Śmierć jest zła. Świadomość bezpowrotnej uraty kogoś ważnego potrafi zepchnąć nas w przepaść. Jednakże to według mnie nie jest najgorsze. Przecież wszyscy od najmłodszych lat mamy świadomość, iż mroczna postać z kosą czeka aby porwać każdego z nas. Jest to coś nieuchronnego. Od śmierci nie możemy nikogo ocalić, choćbyśmy nawet sprzedali duszę diabłu. Gdy trumna obije się echem od ziemi wiemy, że to już definitywny koniec. Straciliśmy kogoś na zawsze i nigdy nie odzyskamy. Dlatego właśnie wychodzę z założenia, iż cały ten, bądź co bądź, traumatyczny proces, nie jest taki zły. Bo po czasie otrząśniemy się ze straty i ruszymy w dalszą podróż życia. Na nowo zaczniemy dostrzegać szczęście, które przyćmiła nam żałoba. Łatwiej pogodzić się ze stratą, jeśli wiemy że nie mieliśmy wpływu na bieg zdarzeń. Tak musiało być.

Gorzej gdy ktoś żyje, a mimo to jest martwy. Wtedy boli sto razy bardziej. Żyjemy ze świadomością, iż druga osoba nadal jest, uśmiecha się i normalnie funkcjonuje, często nawet na naszych oczach. Jak bardzo potrafi złamać człowieka myśl, że stracił kogoś przez swój błąd? Błąd, którego nie da się naprawić. Pewnie pomyślicie teraz, że wszystko da się odbudować a ja mówię bzdury. Otóż nie, są czyny których nie da się wybaczyć i są one głęboko zakorzenione w naszych sercach.

Każdy kogoś stracił bez możliwości powrotu i nie mówię tu o śmierci. Nie ma na świecie człowieka, który by się przed tym skrył. Przyjaciel z dzieciństwa, ukochany/a czy nawet zwykłego znajomego. Czasami dopiero po dłuższym czasie dostrzegamy utratę. Wszystkie te odejścia bolą tak samo i żadnego nie można umniejszać. I chociaż sama w swoim życiu straciłam wiele osób, to z perspektywy czasu uważam to za słuszne.

Każdy napotkany człowiek nas czegoś uczy. Może nie jestem osobą wierzącą ale pragnę żyć w przekonaniu, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli bolało to właśnie tak musiało być. Widocznie miało nas to wzmocnić. Kiedyś tak nie myślałam i wolałam użalać się nad sobą, aczkolwiek mimo to i tak zawsze się podnosiłam. Człowiek jest w stanie udźwignąć na swych barkach bardzo wiele. Przeżyć złamanie, utratę cząstki serca, a potem kroczyć z wysoko podniesioną głową. Żaden z nas nie jest słaby i nie dajcie sobie tego wmówić, trzeba tylko odnaleźć w sobie ducha walki.

I nigdy, przenigdy się nie poddawajcie. 
Wszystko zależy od nas. 

Nasz los nie jest z góry przesądzony. To nie tak, że nasza historia została spisana i nie mamy możliwości na wniesienie poprawek. Na miłość boską jesteśmy wszyscy pisarzami i nawet gdy ktoś, za przeproszeniem, się wpieprzy w naszą twórczość to mamy prawo pisać dalej. 

Pióra nikt nam nigdy nie zabierze. 
Najwyżej kupimy nowe ;) 




czwartek, 22 lutego 2018

Moje miejsce - dlaczego zniknęłam i po co wróciłam?

Czasem jest tak, że mam milion pomysłów w głowie na napisanie postu, ale nie mam siły albo nie potrafię porządnie poskładać myśli. Teraz kiedy mam ochotę, nie wiem co pisać. Siedzę i gapię się w monitor z kompletną pustką w głowie. Doszłam do wniosku, że może po prostu wyjaśnię dlaczego ten blog nie prosperuje już tak jak kiedyś.

Stworzyłam sobie to miejsce już trzy lata temu. Zaczęłam wtedy czytać masę książek i nie miałam osoby z którą mogłabym dzielić swoje przemyślenia. Tak właśnie zrodził się pomysł o blogu. Szybko podjęłam decyzję i zaczęłam pisać. Podobało mi się to bardzo, chociaż nie które z moich starszych wpisów nie należą do zbytnio udanych. Potem zaczęłam dostrzegać progres, poza tym dzięki temu  poznałam całkiem sporo osób i byłam z tego zadowolona. Nie pisałam dużo postów ale do każdego starałam się przykładać.  Do czasu...

Nastała długa przerwa i nie pojawiało się tutaj kompletnie nic. Nie przestałam czytać, żebyśmy mieli jasność. Książki nadal są i będą częścią mojego życia, której nigdy nie mam zamiaru się pozbywać. Tylko nie wiedziałam już co o nich pisać. Znowu to samo? Wyćwiczony schemat, który znałam już na pamięć? Wtedy też jeszcze bałam się pisać bardziej osobiście. Wolałam nakładać pewne bariery i ich nie przekraczać. Teraz wychodzę z założenia, iż skoro to moje miejsce to mam prawo poruszać tematy jakie mi się podobają i pisać również o sobie.
Przestałam pisać. Miliony razy siadałam przed laptopem i chciałam, na prawdę chciałam spróbować jeszcze raz. Mimo starań trzymałam tylko dłonie nad klawiaturą i nie napisałam nic. Można powiedzieć, że miałam pewnego rodzaju blokadę artystyczną.

Brakowało mi pisania. Brakowało mi tworzenia czegoś swojego. Dlatego zmieniłam trochę koncepcje tego bloga. Wolałam zacząć pisać o czymś co mnie trapi, albo o czymś wam opowiedzieć, niżeli dalej tworzyć to samo. Dzięki temu czuję, iż to wszystko jest jeszcze bardziej moje, bo czytając nie które rzeczy, możecie poznać mnie i mój świat.

Usłyszałam wiele opinii na temat tej całej zmiany. Większość pozytywnych ale zdarzały się też takie osoby, które wolały stare posty. Ja to rozumiem, nie wszyscy lubimy zmiany. Bywa tak, że zmieniając coś popełniamy błąd, aczkolwiek w tym wypadku uważam, iż postąpiłam słusznie. Dlaczego miałam zamknąć się na pisanie ciągle tego samego, skoro wokół mnie tyle się dzieje? Poza tym, dzięki temu jest idealnie pokazana przemiana, która we mnie nastąpiła. Skoro świat zmienia się z dnia na dzień, to trudno by człowiek tego nie robił.

 W tym momencie zakończyłam swoją wypowiedź i chciałabym teraz napisać, że następny wpis będzie za jakiś czas ale nie mogę tego zrobić. Nie lubię, gdy ludzie obiecują coś czego nie są pewni, więc sama tego nie robię. Nie wiem, kiedy znowu mnie natchnie aby tu zajrzeć ale z całego serca cieszę się, że mam to miejsce.
Bo to moje miejsce. 

piątek, 2 lutego 2018

Nocne rozterki

Wiele razy zbierałam się, aby napisać tutaj cokolwiek. Kiedy już zaczynałam, nagle wszystkie myśli stawały się nieodpowiednie. Nie chciałam pisać nie przekonana do wartości swych własnych słów.

Przez długi czas miałam bałagan nie tylko w swojej szafie (nie żebym teraz już go tam nie miała) ale i w głowie. Nie wiele rzeczy potrafiło mnie zainspirować. Wychodziłam z domu i otaczała mnie ponura szarość, w szkole codziennie mijałam ludzi którzy nie wyglądali na zadowolonych ze swojego życia, a mimo to oceniali życia innych. To raczej normalne w tych czasach i bycie ocenianym  3/4 społeczeństwa już nie rusza. Więc o czym miałam pisać skoro życie jest nudne, książki które czytałam mogłabym podsumować dwoma zdaniami, a seriale i filmy przeżywam zbyt emocjonalnie i za mocno utożsamiam ze swoim życiem?

Zaczął się nowy rok. Jak każdy myślałam, iż ten rok przyniesie szereg zmian. Nastawiałam się szczerze na te dobre, ale los chciał inaczej. Nie tylko mi, również moim bliskim przydarzyło się kilka nie miłych rzeczy. Ale to dzisiaj coś we mnie przeskoczyło. Jeśli jesteś człowiekiem i masz serce to poruszy cię cierpienie, nawet obcej ci osoby. Jednak kiedy jesteś świadkiem przeżywania bólu przez osobę dla ciebie ważną, to nie ważne jak zlodowaciałe jest twoje serce, ciebie też to zaboli.

Zadzwonił telefon i kiedy tylko usłyszałam zapłakany, cichy głosik po drugiej stronie poczułam się źle. Wiecie czemu? Bo chociaż bardzo chciałam pomóc, przyjechać, zrobić cokolwiek to nie mogłam. Poczułam się bezradna, a to jedno z najgorszych uczuć. Ale wiedziałam, że dla załamanego człowieka ważna jest rozmowa, ważna jest świadomość, iż ktoś jest. To mogłam zrobić. Byłam w stanie zapewnić, że chociaż nie wiadomo co by się działo, ja będę. Może nie rozwiązało to problemów, ba na pewno tego nie zrobiło, ale chociaż na moment ukoiło nerwy.

Długo leżałam i myślałam czy jest sens pisania tutaj znowu. W świetle ostatnich wydarzeń moja nazwa wydaje mi się dosyć kłamliwa, bo mój świat wcale nie jest lepszy od waszego. Mimo to napisałam. O 1:39 doszłam do punktu kulminacyjnego i stwierdziłam, że świat może być lepszy, dzięki nam oczywiście. Wszyscy mamy gorsze dni, tygodnie, czasem lata. Tak się zdarza, życie jest brutalne a nie każdy ma tyłek ze stali. Wiecie co może nas uratować? Drobne gesty, miłe słowa i zrozumienie. Przede wszystkim zrozumienie, bo każdy z nas jest człowiekiem i doświadcza takiego samego szczęścia jak i cierpienia, więc nie rozumiem czemu człowiek nie potrafi być dobry dla drugiego człowieka, skoro wszyscy jesteśmy bardzo podobni...

Teraz kiedy wylałam chociaż połowę swoich żali jest mi lżej. Sama nie jestem najlepszym człowiekiem ale w nocy chyba wychodzą ze mnie pozostałości dobra.
Szkoda, że tylko w nocy. 

niedziela, 30 lipca 2017

Zmiany - nieodłączny element każdej egystencji.

Życie to pasmo ciągłych zmian. Tych dobrych i tych złych. Kiedy jesteś nastolatkiem wszystko zmienia się szybko i nagle. Ludzie są, potem nagle odchodzą i pojawiają się nowi. Na pierwszy rzut oka to nie jest coś miłego. Ponieważ przywiązujesz się do drugiej osoby i boli cię brak jej obecności. Ale to nas kształtuje. Każda osoba przewijająca się przez nasze życie, historie które z nią stworzyliśmy zostają z nami, niezależnie od wszystkiego. O czym jest ten post? O zmianach w moim życiu i ludziach, którzy ich ze mną doświadczali.

Gimnazjum było czymś nowym. Czymś co jednocześnie mnie przerażało i ekscytowało. Nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać. Przez pierwszy rok wszystko układało się dobrze i spokojnie. W zasadzie po pewnym czasie to stawało się nudne. Szkoła, nauka, czasami spotkania z nowymi znajomymi i dom. Dzień w dzień to samo. Byłam zadowolona z tego, że trafiłam na klasę w której ludzie byli bezproblemowi. Powoli nawet zaczęły wytwarzać się przyjaźnie z których byłam dumna. Znalazłam pewnego rodzaju stabilizację. I jako, że jestem tylko człowiekiem, chciałam więcej. Więcej przygód, zabawy i adrenaliny.

Druga klasa była momentem pewnego przełomu. Zasypiałam pewnego wieczorku, na okrągło zadając sobie pytanie - kim jestem?  I przerażało mnie to, iż nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam co lubię, jaki jest mój ulubiony gatunek muzyczny. Prawda była taka, że nie wiedziałam o sobie nic i za wszelką cenę chciałam to zmienić. I zmieniłam. Dla ludzi z zewnątrz może nie koniecznie na lepsze. Czarne ubrania, cięższa muzyka i siedząca z nosem w książkach ja. Fakt faktem opuściłam się trochę w nauce ale dalej sama nie wiem czy to był mój wyraz, tego sławnego "buntu młodzieńczego". Chyba nie. Ja tylko odnalazłam coś w czym czułam się sobą i nie musiałam nic udawać. Byłam spełniona, aż w końcu znowu zaczęło czegoś brakować.

W trzeciej klasie odnalazłam wszystko czego skrycie pragnęłam. Miałam dwie wspaniałe przyjaciółki - Martynę i Martę oraz przyjaciela. Śmieszna historia bo z Patrykiem się nienawidziliśmy, a teraz jesteśmy jak brat z siostrą. Znalazłam osoby, które akceptowały wszystkie moje dziwactwa i vice versa. To z nimi przeżyłam swoje pierwsze imprezy i inne ciekawe rzeczy ;)
Największa zmiana ( z której jestem cholernie zadowolona) nastąpiła podczas trwania egzaminów gimnazjalnych.

Równoległa klasa i moja toczyła między sobą walkę o... dalej nie wiemy o co nam chodziło. Po prostu nie buchaliśmy do siebie sympatią. Pewnego dnia to się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą na temat egzaminów, a potem na każdy temat. Znalazłam z nimi wspólny język, czego nigdy się nie spodziewałam. Nie dlatego, że byli jacyś dziwni czy zbuntowani. Ja tylko miałam wrażenie, iż jesteśmy z innych światów i absolutnie ja do ich nie będę pasować.

Myliłam się. Nasze planety nie były od siebie, aż tak oddalone. W zasadzie były całkiem nie daleko. I teraz, te osoby z którymi nigdy nie wiązałam swojego życia, stały się jego częścią. Codzienne spotkania stały się rutyną, którą bez oporów przyjęłam. Nie zapomniałam o starszych przyjaźniach, bo ci ludzie są i będą ze mną jak najdłużej. Ale to ci inni ludzie wnoszą do mojego życia dawkę zabawy i adrenaliny, której tak bezskutecznie szukałam. I jestem im za to wdzięczna.

Może ja również wniosłam coś do ich żyć. Nie wiem tego. Ale chcę wam tylko powiedzieć, abyście się nie ograniczali. Ciągle poszukujcie odpowiedzi na nurtujące was pytania, szukajcie siebie i osób, które nie ciągną was w dół tylko unoszą ku szczytowi.





Jedna grupa przyjaciół i druga. Nie ma podziału na gorszą i lepszą. Obie są inne i wyjątkowe. I w obu czuję się sobą :)

sobota, 29 lipca 2017

Miłość to wojna. Wojna to miłość.

Myśleliście kiedyś o swojej pierwszej miłości? Wydawało wam się, że wszystko od początku będzie łatwe i niesamowite? Tak, uwierzcie mi ja myślałam tak samo. Zresztą  nie tylko ja! Każdy człowiek ( bo to nie tak, że tylko dziewczyny tak mają!) wyobraża sobie coś, co po części jest nierealne. Wiecie dlaczego? Ponieważ oglądając filmy, seriale czy czytając książki osobiście skupiamy się tylko na tych dobrych momentach. Przeżywamy gdy bohaterowie idą na swoją pierwszą randkę, całują się lub gdy przeżywają jakże wyjątkowy moment uniesienia - tak na marginesie, on wcale nie jest wyjątkowy. Praktycznie w każdej książce jest podobnie opisany. Aczkolwiek diabeł tkwi w szczegółach, czyż nie? Inne postacie, inne historie i zdecydowanie inni my. Bo przy każdej kolejnej książce jesteśmy inni. Ale wróćmy do tematu. Zauważamy te wszystkie piękne rzeczy i myślimy : Chciałabym, aby moje życie miłosne wyglądało tak samo.

A potem budzisz się sama w mieszkaniu, otoczona tylko ciszą. Nikt ci nie przynosi parującego kubka kawy i nie mówi, że wyglądasz pięknie z rana. I jest to twoja wina. Bo szukałaś  czegoś co nie istnieje. Ideału. To nie tak, że nie możemy sobie fantazjować jak powinien wyglądać nasz przyszły partner. Jestem tylko nastoletnią dziewczyną i na prawdę marzę o tym, by mój chłopak ( jeśli kiedykolwiek ma zamiar się pojawić...) chociaż odrobinę przypominał Andiego Biersacka!  To wcale nie jest złe. Myślę, że to normalne. Ale również wiem, iż nie mogę iść przez życie, ślepo zapatrzona tym pragnieniem. Bo nie zauważę życia realnego wokół mnie.

W miłość nie ma tylko dobrych chwil. Nawet w tej fikcyjnej. Nie ważne na jakiej oparłabym się książce czy filmie. Bohaterowie zawsze ale to zawsze, musieli pokonać przeszkody na swojej drodze. Tylko, że to już nas czytelników bądź widzów mało obchodzi. Oh bo to takie romantyczne, że ona umiera na raka, a on w tym czasie jest przy niej i trzyma ją za rękę.
Nie kochani, to wcale nie jest romantyczne. To jest najnormalniej w świecie okropne i smutne. Bo w miłości trzeba walczyć.
*O błogosławieństwo rodziców - "Pamiętnik"
**O zdrowie - "Ponad wszystko"
***O akceptację otoczenia - "Dary anioła" (Magnus i Alec, chociaż i tak wszyscy ich kochamy)
Jest jeszcze milion przykładów, które mogłabym podać ale chodzi o sam sens.

Miłość to nieustająca wojna!

Miłość jest trudna nie tylko dla nastolatka ale również dla dorosłych. Jednakże dzisiaj się na tym nie skupiam, ponieważ nie wiem jaka jest miłość dla dojrzałych osób. Jestem dzieckiem, nastolatką tak jak większość z was. Dla mnie jest to największe wyzwanie z jakim przyszło mi się zmierzyć dotychczas - to nawet trudniejsze od matematyki!  Pierwsze zauroczenia, zakochania a potem złamane serca. I może przez pewien czas było tak perfekcyjnie jak tego oczekiwaliśmy. Może czuliśmy się wolni, szczęśliwi i jakby cały świat był nasz. Niestety, potem gwałtownie pędziliśmy ku przepaści i nikt nie mógł nas uratować. Bo tylko my możemy być swoimi bohaterami. Musimy wiedzieć, że w naszym życiu które nieustannie się zmienia, czeka nas jeszcze wiele wzlotów i jeszcze więcej upadków.


Następnym razem, gdy coś przeczytacie skupcie się na tych złych rzeczach. Zauważcie błędy postaci i przestańcie zazdrościć im życia. Wasze życie może stać się tak samo wyjątkowe jak to z książki. Tylko, że musi zawierać błędy aby było prawdziwe i wasze.


 
* Noah i Allie - "Pamiętnik"



** Maddy i Olly - "Ponad wszystko"

*** Magnus i Alec - "Dary anioła"



środa, 21 czerwca 2017

"mleko i miód - milk and honey"

Wyrazić swoje emocje można na wiele sposobów. Muzyka, film, malarstwo - wszystko to jest sztuką bo ludzie to dzieła sztuki, a świat to ogromna wystawa.  Każdy z rodzajów możemy wybrać sobie sami i przedstawić  w nim prawdziwych siebie. Na co dzień, każdy z nas udaje, chociaż minimalnie kogoś kim nie jest. W sztuce nie ma fałszu. Idealnie pokazała to  Rupi Kaur.


"mleko i miód" - "milk and honey"

Książka, która miliony razy przewijała się na wszelakich instargramach, tumblerach i innych portalach społecznościowych. Nie wiem czy widniała tam ze względu na piękną prostolinijność okładki, czy rzeczywiście za bogate wnętrze.

Nigdy bym nie przypuszczała, że króciutkim limerykiem można wywołać takie emocje. Nie ma słów, które opisują moje zaskoczenie.

" nosisz smutek
w miejscach
gdzie nie powinno być smutku"

Każda część odnosi się do innych problemów życiowych. Nie ma tam miejsca na łagodność. Wszystko jest napisane dobitnie, bezkompromisowo ale przede wszystkim szczerze. Nigdy w życiu nie przeczytałam wiersza, który byłby tak bezpośredni, a jednocześnie posiadał drugie dno. Mimo, że nie jest to lekka lektura, trzeba przyznać iż łagodzi ona ból.

Cztery części. Dla mnie są metaforą tego jak wygląda nasze życie.

Cierpienie
Kochanie
Zrywanie
Gojenie

Jeśli mam być szczera, a chyba większość tego właśnie ode mnie oczekuje, bardzo ciężko było mi przebrnąć przez część Cierpienie. Opowiada o tym jak okropnym doświadczeniem jest molestowanie seksualne i jak w wielkim stopniu wpływa na resztę życia. Dodatkowo wychowywanie się w rodzinie, która nie należy do tych idealnych i kochających się. Miłość pompuje w ciebie tylko mama i chodź to wiele, brakuje ci czułości ojca. Czułości? Myślę, że brakowało chociażby obecności. Jakiegokolwiek zainteresowania twoim życiem z jego strony.

Pewnie jesteście zaskoczeni, że tak trudne tematy można poruszyć za pomocą krótkich wierszy. Też nie wierzyłam, iż jest to możliwe. Teraz wiem, iż wszystko jest do zrealizowania.


Kochanie czytało mi się ze ściśniętym gardłem. Kiedy byłam na tym etapie przechodziłam przez swoje pierwsze poważne zakochanie. Brzmi banalnie, aczkolwiek tak było. Sposób w jaki jest tam opisana miłość jest niezwykły. Pokazuje jak bardzo mylą się nie które seriale. Miłość to nie tylko czułe słówka i dobre chwile. To przede wszystkim wspinanie się na wyżyny umysłu osoby przez nas kochanej. Każdy dzień to próba zrozumienia i akceptacji wszystkiego co niesie ze sobą to uczucie. Często kończy się fiaskiem, a my zostajemy z niczym.

Wtedy zaczynamy kolejny dział. Zrywanie. Nie chodzi tutaj tylko o zakończenie związku. Zrywanie polega na całkowitym odcięciu się od kobiety/mężczyzny którą/ego kochaliśmy. To znaczy? Akceptacji tego, iż nie wyszło. Przestaniu myśleć o tej osobie, porównywaniu innych do tego jednego, tak ważnego kiedyś, człowieka. Trzeba przestać szukać go w miejscach, które kiedyś były wspólne. Najgorsze jest obwinianie się, wpędzanie w rów poczucia winny, który nigdy nie powinien powstać.

"byłeś kusząco piękny
ale ukułeś gdy się zbliżyłam"

Bo taka jest właśnie miłość. Kusi nas na pokuszenie. Jak diabeł. Obiecuję pięknymi słowami wszystko co najlepsze, by finalnie zostawić nas samych i zniszczonych.

Co może się wydarzyć na końcu? Przeszliśmy przez wszystko i straciliśmy wszystko. Przynajmniej tak się wydawało. Ale każda rana z czasem się zagoi czyż nie? Gojenie.  Po tych wszystkich ciężkich rzeczach, czujemy się martwi. Czas by się odrodzić. Znaleźć nowe życiowe cele, uświadomić sobie i innym, że jesteśmy nie do pokonania. Żaden upadek nie jest wstanie przeszkodzić nam w drodze na szczyt. Mieliśmy chwilową awarię ale znowu wkraczamy na odpowiednie tory.

"wiem że to trudne
wierz mi
wiem że czujesz się jakby
jutro w ogóle nie miało nadejść
a dzisiaj było najtrudniejszym
dniem do przetrwania
ale przysięgam że przetrwasz
ból minie
jak zawsze
jeśli dasz mu czas i
mu na to pozwolisz więc pozwól mu
minąć
powoli
jak złamanej obietnicy
pozwól mu minąć

Mówienie, iż  "mleko i miód" to przyjemna lektura, idealna na wieczory to wierutne kłamstwo. To fenomen, który poruszy nawet najbardziej skamieniałe serce. Otworzy każdą ranę, posypie ją solą, by jeszcze bardziej bolało ale na koniec idealnie wszystko opatrzy jak profesjonalny lekarz z dziedziny życia.

Czasem mówię, że książka mnie zmieniła i dała inny pogląd na świat. Ta obudziła moje wewnętrzne demony, które stoczyły zażartą walkę i stworzyły nową mnie. Nie mówię, że nie ma już we mnie mroku bo każdy człowiek posiada i posiadać będzie swoją ciemną stronę. Ale dzieło Rupi Kaur wyciągnęło ze mnie to co najlepsze i póki co niech tak zostanie.
Może tej jednej książce uda się zmienić świat.